Strona domowa Andrzeja Dzianotta

Powrót - strona główna

Wyspy Liparyjskie

Kontrakt na czarter podpisany z grecką firmą Kiriacoulis za pośrednictwem krajowego agenta "Agencja Żeglarska KUBRYK". Bardzo dobry kontakt z firmą w trakcie zawierania kontraktu. Bez problemów dotyczących przelewów pieniędzy oraz domówienia szczegółów. Ostatecznie czarter jachtu GIORGIONE (Bavaria 50 Cruiser, 2007/08) z portu S.Agata di Militello na Sycylii. Tylko 7 dni (9-16.09.2017). Czarter załatwiany był dopiero w czerwcu, skutkował brakiem wolnych jachtów na okres 2 tygodni. Ponadto tylko w tym porcie jacht był dostepny więc w efekcie lot z Warszawy do Katanii, tam nocleg i na drugi dzień pociągiem do S.Agata. Przylot do Katanii ok. 20.00 a w nocy pociągi na Sycylii nie działają. Trochę to męczące ale...

Port S.Agata leży ok. 2 km od miasta i nie ma w nim nic poza budką firmy Kiriacoulis i miejsc do cumowania kilku kutrów i jachtów. Jest stacja paliw ale raczej nie do użytku o czym niżej. Osłonę stanowi falochron w kształcie ostrogi. Po zgłoszeniu się w firmie Kiriacoulis (ta mała budka w porcie) zostaliśmy załatwieni sprawnie i bez zbytnich ceregieli. Niemniej szef bazy mógłby być uprzejmiejszy i nie robić wrażenia, że robi nam łaskę. Na plus można zaliczyć brak opłaty za silnik do pontonu mimo że w ofercie była 100 Euro/tydzień. Potem zostaliśmy oddani w ręce czarnoskórego Pitera, który szybko zatarł nasze niezbyt dobre wrażenie po kontakcie z szefem. Jacht był w stanie, powiedzmy średnim, cóż lata robią swoje. Niemniej wyglądało na to, że wszystko działa. Postawiony dla sprawdzenie (w półwietrze) grot (lazy jack) dał się postawić do pierwszego refu ale uznałem, że stawiając go w linii wiatru da się postawić cały. Odbiór windy kotwicznej odbył się tradycyjne tzn. Piter opuścił kotwicę pilotem na 0,5 m i cofnął. OK. Winda działa. Niestety nie do końca, o tym później. Z informacji jakie posiadaliśmy wynikało, że firma Kiriacoulis oferuje pomoc w zakupie prowiantu. To nie do końca prawda bo szef bazy zadzwonił do jakiegoś sklepu i to sklep mając widoki na sprzedaż przysłał samochód i odwiózł zakupy. O tym, że szef bazy nie ma nic wspólnego z pomocą w zakupach prowiantu, szef z naciskiem poinformował mnie podczas załatwiania formalności. W domyśle moim to prowizję za sklepu na pewno ma. W sklepie w zasadzie tylko podstawowe produkty. Ostatecznie wieczorem w sobotę udaliśmy się do knajpki na zasłużony posiłek.

 

Zamierzaliśmy wyjść w niedzielę po śniadaniu z zamiarem pożeglowania na Liparię. Prognoza SW 5-6 st.B. Super. Nad ranem słyszę, że coś za mocno słychać wanty i tłuczące się fały. Okazuje się, że wieje 6-7 B i rośnie. Piter zaczął zwijać bimini i szprycbudy na stojących jachtach. Szef bazy poinformował, że zgodnie z kontraktem wyjść można przy prognozie do 6B i powiedział, że oczywiście mogę wyjść na własną odpowiedzialność i że w takim wypadku ubezpieczenie nie pokrywa ewentualnych szkód. Wiatr tężeje więc decyzja jedna zostajemy. Trudno.

W nocy z niedzieli na poniedziałek przeżyliśmy ulewę, chyba z gradem ale nikomu w nocy nie chciało się wychodzić na pokład sprawdzić. Rano dla oceny siły wiatru włączyłem elektronikę i okazało się, że nie działa sonda z logiem. Efekt działania deszczu. Telefon do szefa bazy, który przybył, odkręcił panel elektroniki, wytarł wodę, wymontował sondę z innego jachtu, posuszył całość i sonda działa. OK. Niestety dalej wiało cały czas 7-8 B, utworzyły się fale, które skutecznie uniemożliwiły wyjście poza falochron. Utrudniły też wyjście piesze do miasta bo mimo wysokiego falochronu i gwiazdobloków fale oferowały darmowy prysznic. Podczas naprawy sondy powiedziałem szefowi bazy, że zdecydowałem się wyjść. Popatrzył na mnie jak na wariata, potem powiedział, że fala ma 6 m., oraz, że domyśla się, że ja żartuję. Powtórzył śpiewkę o warunkach kontraktu i poszedł. Cóż, zostajemy.

We wtorek wreszcie wiatr zaczyna siadać, rano fala za falochronem dalej duża ale się uspokaja więc szykujemy się do wyjścia. Okazuje się, że nie działa autopilot. Telefon do szefa bazy i od niego informacja, że technik bedzie za 2 dni!!! i mamy sobie ewentualnie sterować ręcznie. Bierzemy sprawę w swoje ręce, odkręcamy panel elektroniki czyścimy styki, suszymy i autopilot działa. Ostatecznie ok. 12.00 wychodzimy. Trochę emocji na wyjściu ale wreszcie morze. Wiatr ok. 5 B. stawiamy grota ale niestety nie daje się postawić cały więc zostaje jeden ref. Do tego genua i te 7-9 węzełków jedziemy. Przy oględzinach stwierdzamy, że liny obsługujące grota są za grube tak, że nawet do końca nie można zamknąć stoperów bez obawy o ich połamanie. Fał grota gruby jak cuma i pewnie stąd duży opór przy stawianiu żagla bo bloczki są na mniejszy przekrój.

Z uwagi na dwudniowy postój zmieniamy plany. Rezygnujemy ze Stromboli (była planowana wycieczka do krateru) i postanawiamy odwiedzić tylko Liparię, Salinę i Vulcano. Na Liparii tankujemy paliwo (weszło 7 litrów) oraz dodatkowo 2 kanistry po 20 litrów. Skorzystaliśmy z cennej rady szefa bazy by tak zrobić i zużycie uzupełnić z kanistrów i to co zostanie i się nie zmieści w baku, szef odkupi. Jacht trzeba oddać zatankowany. Tym sposobem uniknie się tankowania w porcie S.Agata i kłopotów ze stacją paliw. Rada cenna i skuteczna. Stajemy na noc w marinie na Liparii 100 Euro/noc. Następnego dnia Vulcano. Postój przy pomoście 70 Euro/noc. Rano obowiązkowe taplanie się w wulkanicznym błocku. Oddajemy cumy po południu z zamiarem postoju na kotwicy przy Salinie. Stajemy, rzucamy kotwicę i po wydaniu ok 10 m. łańcucha, reszta wylatuje bez możliwości zatrzymania. Na szczęście koniec łańcucha uwiązany. Próba podniesienia kotwicy windą bez powodzenia. Ostatecznie trzech chłopa wyciąga kotwicę na pokład ręcznie. Rezygnujemy z kotwicy i płyniemy do mariny. 115 Euro/noc ale marina cudowna. Jesteśmy zachwyceni. Wg zgodniej opinii jest to najładniejsza marina na Wyspach Liparyjskich i warta swych pieniędzy. Przy zdawaniu jachtu okazało się, że tzw. "grzechotka" windy kotwicznej była rozkręcona i wystarczyło korbą od kabestanu dociągnąć śrubę. Sprawa by wyszła przy przyjęciu jachtu gdyby opuścić kotwicę znacznie niżej niż 0,5 m. Na drugi dzień po śniadaniu oddajemy cumy i kurs do S.Agata gdzie cumujemy ok. 17.00. Odbiór bez uwag, kaucja zwrócona w całości. Nie wiem tylko dlaczego na zwolnienie blokady na karcie kredytowej dają sobie aż 14 dni. Po drodze z Saliny do S.Agaty chrzest morski. W sobotę przed 9.00 zejście z jachtu i drugi tydzień zwiedzanie Sycylii. Relacja w zakładce "Podróże"

Proszę o pytania. Na pewno odpowiem zainteresowanym.